Książka Margarity Wodeckiej „Kroniki ewakuacji” jest ciekawym świadectwem literackim przemian zachodzących na Ukrainie po wydarzeniach na Majdanie w 2014 roku, które wstrząsnęły tym krajem. Opublikowana wiosną 2021 roku pozycja to nowość i jeden z bestsellerów wydawniczych na obszarze rosyjskojęzycznym. Autorem polskiego przekładu jest redaktor naczelny „Krytyki Społecznej” Jacek Cezary Kamiński.
„Kroniki ewakuacji” są literackim debiutem pisarki, która w 2020 roku wyemigrowała z Ukrainy do Kanady. Autorka podkreśla, że powodem decyzji o wyjeździe z ojczyzny nie była w jej przypadku – w przeciwieństwie do milionów emigrujących Ukraińców – sytuacja ekonomiczna, lecz duszna atmosfera moralna kraju. „Od pierwszych dni 2014 roku atmosfera nienawiści stała się wyraźnie odczuwalna. Jestem rosyjskojęzyczna, ale doskonale władam ukraińskim, obroniłam w tym języku pracę doktorską, znam jeszcze dwa inne języki. A mimo to prosto w twarz oskarżenia rzucali mi ludzie, którzy sami mówią jedynie niegramatycznym surżykiem. Nie uznawali mojego prawa do posługiwania się moim ojczystym rosyjskim. Musiałam wysłuchiwać uwag, że jestem „tępa”, „niezdolna do nauczenia się języka państwowego”, „ruskoszczęka”, „genetycznie upośledzona” i temu podobnych epitetów, którymi ukraińscy patrioci obdarzają ludzi występujących przeciwko polityce językowej współczesnej Ukrainy” – opowiadała w wywiadzie dla rosyjskiej agencji prasowej FAN. Echa tych doświadczeń odnajdujemy w przeżyciach bohaterów książki.
Opowieści Wodeckiej są do bólu demaskatorskie, politycznie niepoprawne, pełne pasji. Formalnie jest to zbiór opowiadań, ale łączy je wątek losów paczki przyjaciół z czasów wczesnej młodości. Nie potrafią odnaleźć się w społeczeństwie pogrążającym się po przewrocie 2014 roku w głębokim kryzysie społecznym, moralnym i politycznym. Autorka nie odnosi się wprost do wydarzeń politycznych, ale są one nieustannie obecne w tle, rzutując na losy bohaterów. Wraz z nimi doświadczamy żałosnych skutków tzw. rewolucji godności, wpadamy w wir mobilizacji wojennej, stykamy się z przejawami militaryzmu, nacjonalistycznej histerii, korupcji, bezprawia, rozpadu więzi społecznych i narastającego bandytyzmu. Chociaż tematyka opowiadań jest ciężka, a wymowa pesymistyczna, odnajdziemy na ich kartach sporą dawkę sarkazmu i czarnego humoru. „Wodecka jest brawurowa, nieogarnialnie śmieszna, dialogi wygrywają wszystkie konkursy świata. Literacko cudownie nienowoczesnie, gdzieś między Zoszczenką, Daniłem Charmsem a Paragarafem 22” – ocenia Roman Kurkiewicz.

Osobną, obszerną, częścią zbioru jest „opowieść przedmowa”, w której poznajemy wczesne losy głównych bohaterów, w większości wywodzących się ze specyficznego środowiska żydowskiego okolic Odessy. To poruszająca, lekko nostalgiczna historia rodzinna, sięgająca głęboko w czasy Związku Radzieckiego. Nie da się nie wyczuć sentymentu autorki do tamtych lat, choć też ich nie idealizuje, wskazując na przykłady biedy i różne patologie, od których nie było wolne i społeczeństwo radzieckie. Tu również wielka historia pojawia się zaledwie w tle, często w formie lakonicznych dialogów, jak ten podsumowujący rozpad ZSRR:
„– Źle to wszystko wygląda, towarzyszu pułkowniku – powiedział do Żeni, zwracając pieniądze.
– Co robić, towarzyszu majorze? – zapytał Żenia.
– Jedziemy na ryby. Zrezygnowałem ze służby – odpowiedział Lonia”.
To skromna objętościowo książeczka, ale ważna dla zrozumienia tego, jakie procesy społeczne rozgrywają się obecnie u naszych południowo-wschodnich sąsiadów, których wielu wybiera życie i pracę w naszym kraju. „Przydarzyło się nam takie niezwykłe pożegnanie z krajem, który zmuszeni byliśmy z rożnych powodów opuścić i dokąd zdecydowanie nie chce nam się wracać. Ze swoją mentalnością, aspiracjami i poczuciem godności osobistej za bardzo odbiegamy od panujących tam wyobrażeń o idealnym obywatelu” – kończy swoją opowieść narratorka.
Autorka publikuje pod pseudonimem z obawy o los bliskich, którzy pozostali na Ukrainie. W obecnych realiach politycznych jakakolwiek krytyka, nawet w formie literackiej, pomajdanowych porządków nie jest tam – oględnie mówiąc – mile widziana. Najdobitniej świadczy o tym los wybitnego opozycyjnego pisarza Ołesia Buziny, zamordowanego w kwietniu 2015 roku przez nacjonalistycznych bojówkarzy. Do dziś nie osądzonych.
Margarita Wodecka „Kroniki ewakuacji”
Tłumaczenie Jacek Cezary Kamiński
Wydawnictwo GlowBook
Liczba stron: 128
Wymiary: 14,8 x 21,0
ISBN: 978-83-960385-1-7
Tytuł oryginału: Покидая страну 404 (Pokidaja stranu 404)
Do nabycia w sprzedaży internetowej i w sieci księgarń stacjonarnych Świat Książki: Kroniki ewakuacji – Margarita Wodecka – Książka w SwiatKsiazki.pl
Fragmenty książki:
– Nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się u was zanim Maks przepadł? – zapytałam.
– Mieli mu wręczyć powołanie do wojska – niechętnie przyznał Andriej. – Przyszli, a jego nigdzie nie ma, choć chwilę wcześniej siedział za biurkiem.
– A, to już wiadomo, gdzie jest. – Doznałam olśnienia.
– Wiecie? – Ożywił się rozmówca.
– Kiedy to się wydarzyło? Pięć godzin temu? Na lotnisko taksówką jest czterdzieści minut. Paszport miał ze sobą. Krewnych za granicą oboje mamy więcej niż w kraju. Czekajcie spokojnie, napisze do was gdzieś z Izraela albo Panamy. (…)
– Dlaczego oni tak się na niego zawzięli? – zapytał Jurczik, gdy skończyłam rozmawiać. – I dlaczego uciekł? Poszedłby na komisję medyczną, przebadaliby go bezpłatnie. Może by coś znaleźli i dali mu spokój?
Pokręciłam głową z dezaprobatą.
– W trakcie przewrotu ich dział zajmował się bardzo specyficznym wywiadem technicznym. No i kogo w to wciągnęli? Oczywiście Maksa jako jednego z najbardziej doświadczonych specjalistów. Poza tym wszyscy wiedzą, że jest jawnym przeciwnikiem przewrotu i nowej władzy. (…) Maks stamtąd żywy nie wyjdzie, jeśli dostanie się w ich łapy. Oficjalnie będzie to tak wyglądało, że powiesił się w pułkowej latrynie albo zabili go w pijackiej burdzie.
***
Wrażenie, że znajduję się w jakimś surrealistycznym filmie, nachodziło mnie coraz częściej. Ktoś ze starych znajomych zwrócił mi uwagę, że mówię po rosyjsku. Momentalnie przeszłam na hiszpański. Kontakt z tym człowiekiem od razu zerwałam. Pewien kontrahent wyraził niezadowolenie z faktu, że mój prywatny e-mail mam w domenie .ru. Tego dnia ubył nam jeden z kontrahentów. Spoko, rynek wciąż pozwalał nam w nich przebierać. Mój były kolega z klasy, którego matka jest etniczną Mołdawianką, a ojca nigdy nie widział, ogłosił się przedstawicielem tytularnej nacji i zaczął publicznie użalać się, jak to przez całe czterdzieści lat gnębili go i poniżali. Co prawda pomijał szczegół, że dręczyli go głównie z tego powodu, że popełniał drobne kradzieże na szkodę swoich kolegów. Cóż, przyszło mi ujrzeć wiele dziwnych rzeczy. I Żydów wiwatujących z okazji budowy pomników ku czci morderców ich przodków, i tłumy rosyjskojęzycznych obywateli, którzy publicznie głosili, że państwowym językiem powinien być tylko jeden – tytularny – nie bacząc na to, że w kraju żyją miliony użytkowników rosyjskiego. I jeszcze wielu takich, którzy zapomnieli o naszej prawdziwej historii i zaczęli żyć w cieniu historii zmyślonej i sztucznie wykreowanej pamięci.