Od redakcji: Każdy 17 września w III RP to dzień magiczny: dzień rusofobii, antykomunizmu oraz antyukraińskiego i antybiałoruskiego kolonializmu. Czyli doprawdy potrójnie świąteczny dzień patriotycznego kołtuna, prawdziwy festiwal prawactwa. Wszystko to, rzecz jasna, za sprawą rocznicy wydarzeń z 17 września 1939 r. W taki dzień nie usłyszysz też głosu pseudolewicy (SLD i przystawki) – stoi zupełnie w cieniu narracji IPN i roni bezmyślnie łzy nad ówczesnym nieszczęściem sanacyjnego reżimu. Ale my nie świętujemy z kołtunem-patriotą i postanowiliśmy uczcić ten dzień inaczej. Mamy bowiem własną tradycję historyczną. Nie martwi nas, że jest mniejszościowa, skoro ma swoje humanistyczne, historyczne i klasowe racje. I o tej naszej tradycji napiszemy tu – w charakterze uwertury do tekstu Zachara Prilepina – trzy skromne akapity, by być lepiej zrozumianym.
Tak więc odrzucamy cały ten rusofobiczny, antykomunistyczny i sanacyjno-kolonialny zgiełk, jaki wylewa się z polskich mediów. Jesteśmy internacjonalistami. Bliższy nam rosyjski człowiek pracy niż polski bogacz, bliższa nam postępowa tradycja w kulturze rosyjskiej niż wsteczna w polskiej. To, że we wrześniu 1939 r. Kresy Wschodnie – gdzie większość stanowiła ludność białoruska i ukraińska, nie zaś żywioł polski – uległy zjednoczeniu z resztą ziem białoruskich i ukraińskich, też nas specjalnie nie frasuje, gdyż nie jesteśmy piewcami polskiego bieda-kolonializmu.
I w końcu, nie jesteśmy antykomunistami! Bronimy wielu zdobyczy Związku Radzieckiego. „Oj, och, no nie! Groza! Larum!” – tu rozlega się skowyt starego głupca z SLD i pisk młodego głuptasa z Wiosny. „Jak tak w ogóle można! Skandal!” (Widzimy w wyobraźni jak liberałkę Martę Lempart w tym momencie lektury naszego eseju odwiozło po zawale pogotowie). Spokojnie pseudolewico, spokojnie… A na Paradzie Równości byłaś? A na Strajku Kobiet byłaś? No, byłaś, byłaś. To dowiedz się, że i depenalizacja aborcji, i depenalizacja homoseksualizmu zaczęły się wraz z bolszewikami. I cała rewolucja seksualna z lat 60. też wyrasta z wydarzeń kilka dekad wcześniej, w dużym kraju na wschodzie. A bolszewicki postulat (a później praktyka) prawa do rozwoju własnej kultury przez narody uciśnione przez carat? Też zły? A reforma rolna? Też zła? A prawa socjalne – emerytury, żłobki, bezpłatna oświata, służba zdrowia itp. – też złe? Itp.
Stalinizm (i jego następstwa) był zaprzeczeniem tego wielkiego działa emancypacji społecznej, narodowej i płciowej, jakie przyniósł Październik 1917 r. Nie ma bowiem ciągłości między zgodą na aborcję a jej zakazem i powrotem do konserwatyzmu obyczajowego, między swobodą rozwoju kultury przez mniejsze narody a praktykami rusyfikacji, między reformą rolną a przymusową kolektywizacją, między demokracją rad robotniczych a masowym terrorem Stalina, itp. Jednak model ustrojowy ZSRR, rozszerzony w zdeformowanym kształcie po 1945 r. na inne kraje – mimo całej degeneracji, jaką przyniósł Stalin – nadal zawierał w sobie podstawy mogące urzeczywistnić bardziej wydajny i sprawiedliwy porządek społeczny. Historia walk klasowych w państwach Bloku Wschodniego była właśnie walką między zwolennikami demokratyzacji socjalizmu a siłami prokapitalistycznymi. Wiemy, że w Polsce w 1989 r. zwyciężył antypracowniczy alians nomenklatury PZPR, Kościoła i opozycji finansowanej przez CIA. (Jak CIA kupiła sobie Polskę finansując Solidarność pisał choćby Seth G. Jones w pracy „Tajna operacja Reagan CIA i zimnowojenny konflikt w Polsce”: https://www.znak.com.pl/ksiazka/tajna-operacja-reagan-cia-i-zimnowojenny-konflikt-w-polsce-g-jones-seth-159648). Aparatczycy PZPR i „Solidarności” przy błogosławieństwie kleru i CIA przeszli do nowych form władzy po prawach socjalnych większości społeczeństwa nazywając to „niepodległością” i „zstąpieniem Ducha świętego” (słynna fraza JP2). Udało się ograć głupich roboli, którym opozycja w Porozumieniach Sierpniowych obiecywała… emerytury dla kobiet w wieku 50 lat i mężczyzn w wieku 55 lat a dała masowe bezrobocie, bezdomność, głód dzieci w popegeerowskich wsiach, itp. czyli właśnie tzw. wolną Polskę. Na ten temat są całe książki – warto zacząć od „Zdradzonej rewolucji” Lwa Trockiego czy też „Państwowego kapitalizmu w Rosji” Tony’ego Cliffa. Bez własnych książek i analiz lewica może być tylko papugą IPN. Ale wróćmy do 17 września, który postanowiliśmy jednak uczcić, choć w sposób specyficzny.
Kim jest Zachar Prilepin? Jest wielkim pisarzem rosyjskim, wydawanym już w Polsce i przedstawianym już na łamach naszego pisma, a przy tym – co tu bardzo istotne – działaczem rosyjskiej lewicy. Poniżej chcemy przedstawić jego publicystyczny tekst będący (co tu podkreślamy i do czego kiedyś wrócimy) skróconym zapisem autorskiego programu telewizyjnego „Lekcje rosyjskiego”. Chcemy by polski czytelnik dowiedział się jak ocenia wydarzenia 1939 r. jeden z najbardziej znanych rosyjskich lewicowych intelektualistów. Przeciwstawić jego spojrzenie patriotyczno-prawicowej papce w polskich mediach i zagubieniu pseudolewicy (SLD i przystawki). I zachęcić do dyskusji.
Ten tekst i podoba się nam, i budzi też zastrzeżenia. Ale międzynarodowy dialog ciekawych i żywych nurtów na lewicy, jaki chcemy prowadzić na łamach naszego pisma, nie polega na tym, że wszystko od początku do końca ma się nam w interlokutorze podobać, i tylko wtedy taka postać będzie przez nas przedstawiona. Prilepin za słabo potępia Stalina i jasne jest, że oprócz „tyran i łotr” – my dopisalibyśmy mu jeszcze całą litanię najgorszych epitetów. Być może też Prilepin za bardzo odwołuje się do rosyjskiego patriotyzmu? Być może jeszcze w innych miejscach tekst jest nieperfekcyjny? Ale, tak czy inaczej, pokazuje jednak, co myśli realna, radykalna lewica w Rosji. Pokazuje tym samym, z czym powinna się skonfrontować myśląca lewica w Polsce. Warto przy tym odnotować, że w Rosji lewica się liczy i ma własną narrację zaś ten kraj wiele waży na scenie międzynarodowej. A Polska – nie waży i tzw. lewica się w niej nie liczy, nie ma własnego zdania, własnej narracji i wlecze się w ogonie liberałów.
Gdy prawica odprawia więc swe jesienne rytualne gusła, mamy odwagę sprowokować polską lewicę do poznania innego spojrzenia, nawet jeśli nie do końca nam się ono podoba. Niech z tej interakcji wyłoni się niezależna refleksja krytyczna wobec zaklęć polskiego filistra. Zachęcamy do lektury!
Krytyka Społeczna
LEKCJE ROSYJSKIEGO: Lekcja nr 113. Jesień 1939: bohaterowie i antybohaterowie
W każdą rocznicę pokonania Polski przez Hitlera polskie władze urządzają rytualne zawodzenie, demaskujące tych cholernych bolszewików. Niech wszyscy: Polacy, Francuzi, Brytyjczycy, a także ich najlepsi przyjaciele w Rosji – rosyjscy liberałowie – zaczerpną powietrza i powiedzą: „Towarzysz Stalin to tyran i łotr, ale był bardziej konsekwentny, uparty i mężny niż wszyscy przywódcy światowych demokracji razem wzięci”. Świat się od tego nie zawali.
LEKCJA 1. Wszystko albo nic.
Tak w ogóle to w połowie września na Ukrainie i Białorusi od dawna powinno odbywać się ogromne ogólnonarodowe świętowanie. Właśnie w te dni decyzją towarzysza Stalina Armia Czerwona ruszyła do przodu i szybko odzyskała prastare ruskie ziemie, poszerzając tym samym Ukrainę i Białoruś o ogromne przestrzenie. Czemuś jednak zapomina się o świętowaniu tego, jakby ziemie te spadły z nieba. A przecież z nieba nie spadły, prawda? Należałoby więc wieszać wszędzie portreciki Stalina, czerwone chorągiewki, puszczać w niebo baloniki i w ogóle – cieszyć się.
Inna sprawa to Polska. W każdą rocznicę pokonania Polski przez Hitlera Polski polskie władze urządzają rytualne zawodzenie, demaskujące tych cholernych bolszewików. W ubiegłym roku prezydent Polski Andrzej Duda podkreślił, że 17 września na teren Polski wtargnął „Związek Sowiecki – sojusznik hitlerowskich Niemiec. I Polska zniknęła z mapy świata”. No i w wyniku II wojny światowej Polska „…znalazła się pod inną okupacją, sowiecką, w pewnym sensie – w kontekście politycznych konsekwencji – II wojna światowa skończyła się dopiero w 1989 roku”. W tymże duchu wypowiedział się w tym roku premier Polski Mateusz Morawiecki. „To była nie tylko wojna totalna – powiada – ale totalitarna, bo rozpętana przez dwa totalitarne reżimy. Totalitarne w swoim zamyśle, niszczycielskie, barbarzyńskie i w pełnym tego słowa znaczeniu zbrodnicze, ludobójcze”.
Tak, chłopaki, patrzcie teraz – jak to się mówi – na ręce. Za niemieckiej okupacji zginęło w Polsce 6 milionów ludzi. A za komunistycznego reżimu ludność Polski wzrosła z 24 milionów do 38 milionów. Gdyby Związek Radziecki – po rozbiciu przez Niemców głównych sił polskiej armii – nie zajął Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, zginęłoby nie sześć, lecz dziesięć milionów. To po pierwsze. Dalej – Polska otrzymała od ZSRR Gdańsk, Wrocław, Szczecin i inne miasta zdobyte przez Niemców jeszcze w wiekach średnich. Polacy mogli o nich tylko marzyć. No i w końcu Polska w czasie tak zwanej sowieckiej okupacji miała własny rząd, narodową symbolikę, miejsce w ONZ i wszystkie atrybuty suwerennego państwa. Po co więc te brednie?
Jeszcze dziesięć lat przemywania mózgów i niszczenia pomników czerwonoarmistów, którzy za wyzwolenie Polski zginęli w liczbie 600 tysięcy ludzi, i okaże się, że wszystko jest zasługą dobrego wujka Hitlera, a to bolszewicy właśnie zbudowali Auschwitz, Majdanek i inne obozy zagłady. No i, rzecz jasna, Polacy przed wojną nie odmawiali skorzystania z radzieckiej pomocy, oświadczając, że nie dopuszczą do wstąpienia na ziemie polskie Armii Czerwonej nawet w wypadku niemieckiej agresji.
Polscy historycy lubią dywagować o tym, że gdyby bolszewicy nie zadali ciosu w plecy ich mężnym zastępom, to by jeszcze Niemcom pokazali. Na uprzejmą prośbę o nazwanie armii, korpusów czy choćby dywizji, którym Armia Czerwona przeszkodziła coś pokazać Niemcom, odpowiedzią są albo wyzwiska, albo też wstydliwe milczenie. Dlatego że jedyną dużą jednostką na wschodzie kraju był korpus generała Kleeberga.
Armia Czerwona mogła rozgromić ten korpus w Kowlu, ale przepuściła go na zachód, gdzie po kilku dniach walki Polacy poddali się. Pozostałe polskie oddziały w chwili wkroczenia Armii Czerwonej na tereny Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi były albo dobijane w okrążeniu, albo też kierowały się na Węgry czy Rumunię. Pierwszy uciekał rząd polski i polskie dowództwo z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym na czele. Niemcy rozgromili Polskę samodzielnie. Pomogła im trochę Słowacja i legion ukraiński z panem Romanem Suszko na czele.
Do nich więc kierujcie pretensje, panowie Polacy.
LEKCJA 2. „Poległem pod Rżewem”
Samodzielnie też, czy z niewielką pomocą dyktatorów Włoch i Węgier – Benita Mussoliniego i Miklósa Horthyego – Hitler zajął prawie całą Europę Zachodnią. A po wykorzystaniu jej zasobów wtargnął do nas. Chodzi o zasoby nie tylko krajów podbitych, ale też neutralnych. Tylko rudy żelaznej dostał Hitler od Szwedów ponad 40 milionów ton. A jaka to była ruda! Żelaza w niej było półtora, a nawet dwa razy więcej niż niemieckiej. Wynika z tego, że co czwarty czołg czy samochód pancerny Wehrmachtu był zrobiony ze szwedzkiego metalu i co dziesiąty toczył się na łożyskach szwedzkiego koncernu SKF. Jest to w pełni porównywalne z amerykańskimi dostawami dla ZSRR w ramach w ramach Lend-Lease Act.
Na Zachodzie bardzo nie lubią wspominać o błyskawicznym rozgromieniu przez Hitlera europejskich demokracji. A porównywanie ich oporu z radzieckim jest w ogóle w złym tonie. Temat ten starają się omijać, a jeśli już nie ma wyjścia, zaczynają dywagować o gigantycznych rosyjskich przestrzeniach i anglo-amerykańskiej pomocy. Cóż, popatrzmy więc jakie terytorium i w jakim czasie zajął Wehrmacht w Europie, jakie przy tam poniósł straty i jak pomogli kontynentalnym sojusznikom Anglosasi. Potem zaś porównamy to z sukcesami niemieckimi w tymże czasie w 1941 roku na wschodzie, w naszym kraju.
Tak więc kampania polska zaczęła się 1 września 1939 roku a zakończyła się 5 października. Trwała 35 dni.
Danię Niemcy zajęli w kilka godzin 9 kwietnia 1940 roku.
Z Norwegią, gdzie wylądował anglo-francuski desant, trzeba było się pomęczyć do 8 czerwca, ale natarciu na zachodzie to nie przeszkodziło.
Luksemburg był okupowany już 10 maja, Niderlandy skapitulowały 14 maja, Belgia 28 maja, Francja 25 czerwca.
Na sześć krajów Europy Zachodniej trzeba było niecałe trzy miesiące, po czym 6 kwietnia 1941 roku przyszła kolej na Bałkany.
Rumunia i Bułgaria stanęły pod sztandarem ze swastyką dobrowolnie, więc [na południu Europy] walczyć trzeba było tylko z Jugosławią i Grecją.
Działania wojenne trwały jedynie pół roku. Niemcy zajęli ponad półtora miliona kilometrów kwadratowych. Stawiające im opór armie, liczące razem bez mała 6 milionów żołnierzy, straciły około 200 tysięcy zabitych – pozostali trafili do niewoli, rozbiegli się lub też zostali ewakuowani do Anglii.
Czy agresor, czyli faszyści, ponieśli jakieś straty? Oczywiście. Milionowa polska armia zabiła 18 tysięcy Niemców. 3,5 miliona Brytyjczyków, Francuzów i Belgów i Holendrów – 46 tysięcy Niemców. Ogółem hitlerowcy i ich sojusznicy w czasie podboju Europy stracili 80 tysięcy ludzi. Zapamiętajmy: ponad półtora miliona kilometrów kwadratowych przy stracie 80 tysięcy ludzi.
A jak powitali wroga dzicy i źli bolszewicy, którzy – jak się nam opowiada – strasznie nie lubili Rosji i strasznie chcieli ją zniszczyć?
Związek Radziecki został zaatakowany 22 czerwca 1941 roku; 22 listopada faszystów wyparto z Rostowa nad Donem a 5 grudnia wróg zaczął się cofać spod murów Moskwy. (…) W ciągu pięciu miesięcy Niemcom udało się zająć prawie takie samo terytorium, co w Europie – ponad półtora miliona kilometrów kwadratowych. Ale szóstego miesiąca zostali wyparci z miast takich jak Tichwin, Kercz, Kalinin, Jelec, Kaługę i dziesiątki innych miast.
Straty najeźdźców najdokładniej policzył niemiecki historyk wojskowości Rüdiger Overmars. Tylko w czerwcu i lipcu u nas, na wschodzie zginęło 88 tysięcy niemieckich żołnierzy. Więcej niż w całej Europie w ciągu pół roku. Ogółem do 1 stycznia 1942 roku na radziecko-niemieckim froncie zginęło 302 tysiące hitlerowców i co najmniej 70 tysięcy Włochów, Rumunów, Węgrów, Finów i Słowaków. Podzielcie 370 tysięcy przez 80 tysięcy i dowiecie się, ile razy mocniejszy był opór Armii Czerwonej [od oporu innych państw europejskich].
O tym właśnie piszą niemieccy generałowie i dziennikarze. „Völkischer Beobachter” z 29 czerwca 1941 roku: Żołnierz rosyjski góruje nad naszym przeciwnikiem na zachodzie swoją pogardą śmierci. Wytrwałość i fatalizm nakazują mu stawiać opór, póki nie zostanie zabity w okopie lub padnie w starciu wręcz.
„Frankfurter Zeitung” z 6 lipca 1941 roku: Psychologiczny paraliż, który zwykle następował w następstwie błyskawicznych niemieckich uderzeń na zachodzie, nie jest widoczny w takim stopniu na wschodzie. W większości wypadków przeciwnik nie tylko nie traci zdolności działania, ale sam też próbuje okrążyć niemieckie kleszcze.
Z notatek w dzienniku Szefa Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Franza Haldera z 29 czerwca: Informacje z frontu potwierdzają, że Rosjanie wszędzie walczą do ostatniego człowieka. Zwraca się uwagę, że przy zdobywaniu baterii artyleryjskich poddają się tylko nieliczni. Część Rosjan walczy, póki ich nie zabiją. Inni uciekają, ale zrzucają z siebie mundury i próbują wyjść z okrążenia, udając chłopów. Zaciekły opór Rosjan zmusza nas do prowadzenia walki zgodnie ze wszystkimi zasadami naszego wojskowego kodeksu karnego. W Polsce i na Zachodzie mogliśmy sobie pozwolić na pewną swobodę i rezygnację ze statutowych zasad. Teraz jest to już niedopuszczalne.
LEKCJA 3. Bierny współudział Europy.
Jak można porównywać?! – podniosą teraz zgiełk nosiciele tak zwanych europejskich wartości. Przecież Francja leży daleko od Norwegii a Polska tak daleko od Jugosławii. Hitler mógł zdobywać te kraje po kolei. Co innego bezkresne rosyjskie przestrzenie, na których niemieccy cywilizatorzy po prostu zabłądzili. Co można na to odpowiedzieć? Niemcy tłukli zachodnie demokracje po kolei, bo zachodnie demokracje na to pozwoliły.
W czasie polsko-francuskich rozmów w dniach 15-19 maja 1939 roku, głównodowodzący armii francuskiej generał Maurice Gamelin zapewnił, że działania bojowe po ustanowieniu kontaktu z przeciwnikiem rozpoczną się niezwłocznie a właściwe operacje ofensywne po 15-17 dniach, kiedy na terenie działań znajdą się główne siły artylerii rezerwy dowództwa. To znaczy, że obiecał przystąpienie do wojny.
Polsko-brytyjski układ sojuszniczy z 25 sierpnia 1939 roku głosił: W wypadku, kiedy jedna ze stron umowy – chodziło oczywiście o Polskę – zostanie wciągnięta w działania wojenne przez agresję – agresję Niemiec przeciwko Polsce – Anglia niezwłocznie okaże stronie umowy wciągniętej w działania wojenne całe niezbędne jej wsparcie i pomoc.
Gwarancje sojuszników okazały się blefem. Obiecawszy Polsce natychmiastowe rozpoczęcie ofensywy, Francja i Anglia 3 września 1939 roku wypowiedziały Niemcom wojnę, ale nie ruszyły się z miejsca. Kiedy główne siły Wehrmachtu ruszyły na Polskę, na granicy z Francją stały nieliczne drugorzędne dywizje bez jednego czołgu, z bardzo słabym wsparciem lotniczym. Francuzi ograniczyli się do zajęcia kilku przygranicznych wiosek, ale i te wkrótce opuścili.
Francuski generał Gamelin zapewnił jednak Polaków: Ponad połowa naszych dywizji na północno-wschodnim froncie przystąpiła do walki. Po przekroczeniu przez nas granicy, Niemcy stawili nam silny opór. Tym niemniej, ruszyliśmy naprzód. Ugrzęźliśmy jednak w wojnie pozycyjnej, mając przeciwko sobie przygotowanego do obrony przeciwnika i jeszcze nie dysponując całą niezbędną artylerią. Od początku rzucone zostały do walki siły powietrzne, do wsparcia w operacjach pozycyjnych. Sądzimy, że mamy przed sobą znaczącą część niemieckiego lotnictwa. Dlatego też przed terminem spełniłem swoją obietnicę rozpoczęcia ofensywy potężnymi siłami głównymi piętnastego dnia po ogłoszeniu we Francji mobilizacji.
Gamelin kłamał. Częściowa mobilizacja we Francji ogłoszona została 26 sierpnia, pełna pierwszego września, a 16 września żołnierze francuscy zaprzestali nawet zajmować puste przygraniczne wioski. A wraz z upadkiem Polski sojusznicy przestali nawet pozorować działania bojowe. Na pierwszej linii pojawiły się transparenty z napisem: „Nie strzelajcie – my nie strzelamy!”.
Żeby żołnierze się nie nudzili, rząd Francji 21 listopada 1939 roku powołał w armii służbę rozrywki. Zakupiła ona dla żołnierzy dziesięć tysięcy piłek futbolowych i dziesiątki tysięcy talii kart. Francuski parlament zajął się kwestią wydania żołnierzom dodatkowego przydziału alkoholu. Wkrótce w miejscach dyslokacji francuskich jednostek trzeba było tworzyć izby wytrzeźwień. Okres ten określa się w historii mianem „dziwnej wojny”. W gruncie rzeczy należałoby go nazwać „wojną bezwstydną”. W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy na froncie zachodnim zginęło zaledwie kilkuset Niemców i Francuzów, i trzech Anglików.
Nawet hitlerowscy generałowie byli zdumieni biernością przeciwnika. Oto co pisał o tym Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Franz Halder: Sukces w Polsce stał się możliwy tylko dzięki temu, że na naszej granicy zachodniej prawie nie było wojska. Gdyby Francuzi to wyczuli i wykorzystali to, że główne siły niemieckie znajdowały się w Polsce, to mogłyby bez przeszkód sforsować Ren i zagroziłyby zagłębiu Ruhry, które było rozstrzygające w prowadzeniu wojny.
Szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu Wilhelm Keitel pisał: My, wojskowi, podczas kampanii polskiej wciąż spodziewaliśmy się ofensywy Francuzów i byliśmy bardzo zdziwieni, że nic się nie wydarzyło. Podczas ofensywy Francuzi napotkaliby jedynie słabą osłonę a nie realną niemiecką obronę.
O bierności sojuszników pisali nie tylko niemieccy generałowie, ale też sami sojusznicy. Na przykład brytyjski premier Winston Churchill: Francja i Anglia pozostawały bezczynne przez te kilka tygodni, kiedy niemiecka machina wojenna całą swoją mocą niszczyła i ujarzmiała Polskę. Hitler nie miał powodów się skarżyć. Tak powiedział Churchill!
LEKCJA 4. Hitler Hitlerem a każdy sobie rzepkę skrobie.
Jak wyglądały pierwsze dni wojny lotników brytyjskich, dobrze widać ze wspomnień dowódcy 17. eskadry bombowców Guya Gibsona. Pierwszy lot bojowy na terytorium wroga wykonał 3 września 1939 roku a drugi – 11 kwietnia 1940 roku. W tym jednak czasie odniósł prawdziwą ranę bojową: Poszedłem zabrać z samolotu swój spadochron. Kiedy wszedłem do stołówki, zobaczyłem dużego czarnego labradora siedzącego w pomieszczeniu. Lubię psy, dlatego postanowiłem do niego podejść, żeby pogłaskać go po głowie i powiedzieć, jak się cieszymy, że widzimy go w stołówce. Ale labrador miał swoje zdanie na ten temat i jego ogromna paszcza zamknęła się na mojej dłoni, i pobiegłem do łazienki. Z pogryzionej dłoni ciekła krew, a ze spodni wydarty został ogromny płat materiału. Nawiasem mówiąc, spodnie były nowe. Wszyscy domagali się ukarania przestępcy bez dochodzenia i sądu, okazało się jednak, że należy do pułkownika lotnictwa, dlatego też został ułaskawiony.
Pomijając tę podstępną napaść, u brytyjskich lotników wszystko szło świetnie. Anglo-francuskie lotnictwo prawie w ogóle nie bombardowało Niemiec, ograniczając się w zasadzie do rozrzucania ulotek. Dowodzący brytyjskim lotnictwem strategicznym marszałek Arthur Harris przyznawał, że: …jedynym naszym osiągnięciem było zaopatrzenie europejskiego kontynentu w papier toaletowy na pięć długich lat wojny. Tak właśnie sami o sobie opowiadają [zachodni dowódcy].
Minister skarbu Kingsley Wood dowodził, że tak właśnie trzeba było robić. Twierdził, że nie mogło być nawet mowy o bombardowaniu fabryk zbrojeniowych w Essen, które były własnością prywatną, czy też linii komunikacyjnych, jako że …zraziłoby to do nas społeczność amerykańską. Czemu akurat amerykańską? – Mister Wood nie bez przyczyny tym się niepokoił. Od 1931 roku akcje niemieckiego koncernu Opel należały do amerykańskiego koncernu General Motors.
Przypomniał o tym na Procesie Norymberskim były prezes Banku Rzeszy Hjalmar Schacht. Oświadczył, że jeśli Amerykanie chcą sądzić niemieckich przemysłowców, którzy pomagali Hitlerowi, powinni sądzić też samych siebie.
W Związku Radzieckim nie było własności prywatnej (środków produkcji), więc aż do niemieckiego najazdu brytyjskie i francuskie dowództwo planowało naloty na pola naftowe w Baku i Groznym – naszych radzieckich miastach. Już 10 października 1939 roku minister finansów i przyszły premier Francji Paul Reynaud omówił bombardowania z dowództwem lotnictwa. W listopadzie do projektu dołączyła Anglia. 30 marca i 5 kwietnia wysokościowe samoloty rozpoznawcze wtargnęły w przestrzeń powietrzną ZSRR i wykonały zdjęcia lotnicze Baku. Zakładano, że bakijskie pola naftowe będzie można zniszczyć w ciągu piętnastu dni nalotów, a groznieńskie – dwunastu. I tylko wkroczenie Niemców do Paryża przeszkodziło realizacji tego projektu.
No i kto jest temu winien, że skończywszy z Polską, Hitler wziął się za Anglików i Francuzów. Nikt?
Żale, że [w 1939 r.] nie zdążyli z mobilizacją, nie przejdą, nie wierzymy w to. Było oczywiste, że nadchodzi wojna i nikt Francuzom nie przeszkadzał w przeprowadzeniu choćby ukrytej mobilizacji, jak to zrobił Związek Radziecki pod pretekstem ćwiczeń mobilizując w maju i czerwcu 1941 roku osiemset tysięcy poborowych i rezerwistów. My tak zrobiliśmy, a oni nie chcieli. Sami nie chcieli.
I brak bezkresnych przestrzeni nie ma tu nic do rzeczy. Tak, od Brześcia do Moskwy maszerować trzeba bez porównania dłużej niż od Renu do Paryża, ale i przerzucenie rezerw z Lyonu i Marsylii [na linię walk] zajęłoby znacznie mniej czasu niż ze Swierdłowska i Krasnojarska.
W 1914 roku Niemcy dokładnie tak samo zaatakowali Francuzów, Anglików i Belgów, ale stolicy Francji jednak nie zajęli. Ugrzęźli na jej przedpolach na cztery lata. I w końcu wojnę ostatecznie przegrali.
Mówią jeszcze tak: Stalin w Moskwie miał za plecami ogromne przestrzenie, aż do Oceanu Spokojnego i miał w razie czego gdzie się cofać. Uśmiejecie się, ale władze Francji miały za sobą równie pokaźne terytoria. Oprócz Francji właściwej, stało za nimi gigantyczne kolonialne imperium: Algieria, Maroko, Tunezja, Syria z Libanem – prawie połowa Afryki tropikalnej wraz z Madagaskarem. Razem jedenaście i pół miliona kilometrów kwadratowych, (a to ponad połowa powierzchni Związku Radzieckiego); z ludnością liczącą ponad 82 miliony. W warunkach dominacji sojuszniczej floty, niemiecki desant tam był bardziej niż trudny. A i w obliczu przygotowań do wojny ze Związkiem Radzieckim Hitler nawet nie próbowałby tego zrobić.
Ale przywódca Francji, marszałek Philippe Pétain wolał się poddać i wesprzeć Trzecią Rzeszę. Co najmniej 150 tysięcy Francuzów i osób urodzonych we francuskich koloniach znalazło się w szeregach Wehrmachtu i SS. Zaznaczyli się i pod Moskwą, i w pacyfikacjach białoruskich partyzantów, i nawet w Kraju Stawropolskim. Tyle samo walczyło też z anglo-amerykańskimi wojskami w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Pod koniec wojny w radzieckiej niewoli znalazło się 23.136 Francuzów, 9.305 Belgów, Holendrów, Luksemburczyków, Duńczyków i Norwegów. 69.937 Czechów i Słowaków, i 60.277 Polaków. Wszyscy walczyli po stronie Niemców, jeszcze raz przypomnę.
O Polakach u nas mało się mówi, bo polskich dywizji, w odróżnieniu od zachodnioeuropejskich, Niemcy nie formowali. Ale zgodnie z danymi polskich historyków, mundur niemiecki włożyło pół miliona obywateli II Rzeczpospolitej. Pół miliona… Nawet dziadek byłego premiera Polski i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska zdążył posłużyć Führerowi.
Armia niemiecka miała około trzech tysięcy francuskich czołgów i samochodów pancernych, dziesiątki tysięcy samochodów. W początkach wojny ze Związkiem Radzieckim prawie połowa – 92 dywizje – jeździła francuskimi ciężarówkami. I przemysł francuski nie przestawał ich dostarczać. A do tego silniki lotnicze i całe samoloty. Najbardziej znienawidzony przez czerwonoarmistów aeroplan – samolot rozpoznawczy Focke-Wulf 189, sławetna «Rama», produkowany był głównie we francuskich i czeskich fabrykach.
Pewnie wszystko to też warto brać pod uwagę na równi z Lend-Lease Act. Á propos – kiedy te dostawy się zaczęły?
Dostawy z USA po raz pierwszy przybyły do radzieckich portów 28 grudnia 1941 roku, kiedy kontrofensywa pod Moskwą prowadzona była już czwarty tydzień. Kontr-ofensywa, nasza. Technika brytyjska, za którą – w odróżnieniu od amerykańskiej – trzeba było płacić – pojawiła się wcześniej i do początku 1942 roku na front trafiło około 200 brytyjskich czołgów i 300 myśliwców. Brytyjczycy wzięli nawet udział w walkach za kręgiem polarnym: w celu przechwycenia niemieckich bombowców walczyło tam aż [sarkazm] 39 brytyjskich pilotów. Za to panu Churchillowi wielkie dzięki. Jednak we Francji, Grecji i Norwegii walczyło nieco więcej jego żołnierzy: prawie pół miliona z 800 czołgami i dwoma tysiącami samolotów, przy wsparciu potężnej brytyjskiej floty.
W pokonaniu Europy kontynentalnej Hitlerowi to nie przeszkodziło. Może tamtejsze narody –w odróżnieniu od naszego – okazały się nie dość barbarzyńskie, co? Do tego też marszałek Stalin – w odróżnieniu od Rydza Śmigłego – nie uciekał za granicę; i w odróżnieniu od francuskiego kolegi Pétaina, nawet mu to do głowy nie przyszła myśl o kapitulacji. Może właśnie o to chodzi? No to niech tak powiedzą.
Niech wszyscy: Polacy, Francuzi, Brytyjczycy a także ich najlepsi przyjaciele w Rosji – rosyjscy liberałowie – zaczerpną powietrza i powiedzą: „Towarzysz Stalin to tyran i łotr, ale był bardziej konsekwentny, uparty i mężny niż wszyscy przywódcy światowych demokracji razem wzięci”. Świat się od tego nie zawali. A mówić prawdę jest łatwo i przyjemnie.
Mówimy ją i jest nam łatwo i przyjemnie. A im jakoś nie. I nie rozumiem, o co tu chodzi. (…)
Zachar Prilepin